W którą stronę do ojczyzny?
W którą stronę do ojczyzny?
czyli refleksje aksjologiczne o edukacji dzieci polskich za granicą.
Na V Forum Oświaty Polonijnej, nauczyciele, przybyli tam z wielu krajów świata, mieli możliwość wysłuchania referatu Elżbiety Mach , pt. ”W którą stronę do domu? Czyli kilka pytań o edukację polskich dzieci za granicą” .
Ze względu na wagę problemu i rozmiary wyjazdów z Polski w poszukiwaniu pracy, pytania o dalsze losy dzieci, które wyjadą wraz z rodzicami i osiedlą się poza swoją ojczyzną, zwłaszcza pytania o to, jak wyjazdy te wpłyną na postawy dzieci wobec ojczyzny, z której wyjechały, nabierają szczególnej ostrości.
Pytania, które pojawiły się w referacie, zostały poprzedzone kilkoma stwierdzeniami. A oto najważniejsze z nich:
1. Kierunek edukacji dzieci polonijnych musi uwzględniać przemiany w procesach makro – i mikro – społecznych zachodzących w Europie.
2. Powroty Polaków do ojczyzny będą zależały od stopnia europeizacji Polski.
3. Wartości promowane w Europie nie znajdują odzwierciedlenia w aktualnej polityce edukacyjnej Polski.
4. Współczesna Polska jest krajem zaściankowym, zabobonnym, nietolerancyjnym i promującym przemoc.
5. Polskość kojarzy się dzieciom z bezrobociem, brudem, przestępczością, pijaństwem i nietolerancją.
6. Podręczniki powstające w Polsce z myślą o dzieciach polonijnych są polonocentryczne, a ich autorzy nie zauważają, że świat jest ułożony jak puzzle, w którym żadna z części, choć odrębna, nie tworzy sama w sobie spójnej całości .
7. W Polsce miesza się pojęcia. To, co w Europie jest mobilnością, w Polsce nazywa się emigracją.
8. Postrzeganie siebie jako Polaka w Europie każe łączyć się w narodowe grupy, które czują się obco w nie swoim kraju podczas gdy widzenie siebie jako Europejczyka polskiego pochodzenia pozwala się adaptować i integrować z lokalną kulturą.
W kontekście przywołanych stwierdzeń wprowadza autorka tytułowe pojęcie domu dziecka polskiego za granicą i pyta, gdzie on jest. Czy w kraju osiedlenia?; czy w wirtualnych obrazach tworzonych przez rodziców? Jak pojęcie to rozumieją osoby odpowiedzialne za edukację dzieci polskich za granicą?, a jak rodzice i dziadkowie? Czy dzieciom polskim zależy na polskiej szkole, czy tylko ich rodzicom i dziadkom.
Postawienie pytań o cele i metody edukacji dzieci polskich za granicą, czy w konsekwencji uzyskania stałego pobytu przez rodziców – o cele i metody edukacji dzieci polonijnych, nabiera szczególnej wagi właśnie w okresie nasilonych wyjazdów Polaków do krajów unijnych, za którymi pójdą zapewne w jakimś zakresie prośby o pobyt stały.
W tej sytuacji musi pojawić się pytanie o to, jaki system wartości znajdzie się w podstawie programowej oświaty polonijnej, o pola znaczeniowe pojęć, które mają tworzyć jej podstawy aksjologiczne i teleologiczne.
Kierunek edukacji dzieci polonijnych musi uwzględniać przemiany w procesach makro – i mikro -społecznych zachodzących w Europie. Tyle tylko, że na naszym kontynencie i na świecie zachodzą zjawiska odległe od wizji Europy pojawiającej się w programach unijnych. Państwo założyciel Unii odrzuciło Traktat Konstytucyjny i proponuje Europę dwu prędkości, inne państwo założyciel realizuje swoje priorytety gospodarcze ponad i wbrew interesom członków, a w wielu państwach unijnych nasilają się konflikty na tle ekonomicznym, rasowym i religijnym. Kraje unijne zaostrzają politykę migracyjną, a w niektórych z nich Europejczycy tworzą obozy niewolniczej pracy, w których giną w nieznanych okolicznościach inni „Europejczycy polskiego pochodzenia”.
„Kiedy dziś patrzy się na minione pięciolecie, – pisze znany polski publicysta -bardzo dobrze widać, że wcześniej dominujące tendencje zaczęły się odwracać. Globalizacja stanęła, gwałtownie ubyło zwolenników otwierania granic, wizja barwnych, wielokulturowych społeczeństw ponowoczesnego świata w oczach wielu osób gwałtownie straciła powab, a odzyskało go niemal już pogrzebane państwo narodowe. Przybyło też mniej i bardziej otwartych zwolenników interesu narodowego w gospodarce, a ubyło zwolenników wolnego handlu, integracji, wolności gospodarczej oraz swobodnego przepływu towarów i ludzi.” (…). Tematem numer jeden debat uniwersyteckich, rozmów polityków i trosk nas wszystkich przestały być wizje nowego wspaniałego świata, a stały się lęki i strachy, które wywołuje współzależność, nasilająca się obecność obcych w naszym otoczeniu…”,
Nie można nie dostrzegać ale też i nie można wyolbrzymiać niepokojących zjawisk i zagrożeń pojawiających się w Europie ponieważ żaden system edukacyjny, pomijając patologie, nie może przecież odwoływać się do lęków i strachów jako punktu odniesienia dla realizacji swoich celów.
Wartości preferowane w systemie edukacyjnym, który tworzy państwo dla swych obywateli przebywających za granicą, czy nawet te w systemie nauczania przedmiotów ojczystych stworzonym w niektórych krajach Unii, muszą wzmacniać poczucie wartości dziecka emigrującego, czy dziecka mającego inny niż tuziemcy, rodowód. Ono nie musi czuć się lepiej, ale w żadnym razie nie może czuć się gorzej. Ono musi mieć świadomość, że za nim i za jego bliskimi stoi jego i jego bliskich historia, tradycja, kultura, że nie przybyło znikąd i że może w każdej chwili wrócić.
Pytanie o powroty tych, którzy wyjeżdżają z rodzinami lub sami, do pracy na rok, dwa a może na zawsze, musi rodzić kolejne – do jakiej Polski mieliby wracać? Do Polski, która jest krajem „zaściankowym, zabobonnym, nietolerancyjnym i promującym przemoc”, a jego współobywatele są postrzegani w Europie jako złodzieje samochodów, czy bandyci , czy też do Polski z trudem podnoszącej się z wieloletniej dominacji dyktatorskiego systemu, który zrobił ogromne spustoszenia moralne w psychice narodu i państwa. Dla nas, nauczycieli i działaczy oświatowych za granicą jest to pytanie o obraz Polski w oświacie polonijnej, w programach nauczania i podręcznikach polonijnych, w rocznicowych uroczystościach obchodzonych poza granicami ku czci tego kraju.
Z drugiej zaś strony należałoby postawić inne pytanie, jak to jest możliwe, że ta sama Europa, która promuje wartości humanistyczne i podstawowe wolności człowieka, tolerancję, szacunek, równouprawnienie etc., wprowadza zasadę zbiorowej odpowiedzialności i tworzy ubliżające godności narodowe stereotypy?
Konsekwencją postawionych pytań jest kolejny problem: Czy Polacy, mieszkający za granicą, są dumni ze swojej polskości, a także czy zmęczeni życiem w Polsce hydraulicy, pielęgniarki etc. będą chcieli wysyłać swoje dzieci do polskiej szkoły, kiedy wyjadą w poszukiwaniu pracy. A może zechcą, by ich dzieci stały się „Anglikami, Francuzami a może po prostu Europejczykami…”
Zapytajmy o to samo inaczej. Czy dzieci zmęczonych pielęgniarek, hydraulików muszą stawać się Europejczykami bo nimi nie są ? Czy też może są Europejczykami, tak jak ich rodzice, dziadowie, pradziadowie ponieważ tym czynnikiem, który w sposób zasadniczy decyduje o przynależności do jakiejś cywilizacji jest kultura, a polska kultura czerpie swoją duchowość i siłę z tych samych źródeł, które zasilają kulturę Francji, Anglii, Niemiec. Czy obywatele tych krajów mówią o sobie, że są Europejczykami francuskiego, czy niemieckiego pochodzenia? Czy też są Anglikami, Francuzami i Niemcami, będąc równocześnie Europejczykami.
Powtórzmy zatem pytania:
Czy Polacy dumni są ze swej polskości i czy zechcą wysyłać swoje dzieci do polskich szkół w krajach, w których znajdą pracę?
W odpowiedzi mogą być przydatne wyniki badań nad światowym poczuciem dumy narodowej. Celem badań był monitoring zmian w postawach patriotycznych poszczególnych narodów, w stopniu identyfikowania się z własną ojczyzną pod wpływem procesów globalizacyjnych. Badania przeprowadzono w 33 krajach świata.W badaniach postawiono m.in. pytania o stosunek do sukcesów rodaków w konkretnych dziedzinach naukowych, w nowych technologiach, sztuce, itd. Badani mieli także ustosunkować się do twierdzeń takich jak:
• „Chciałbym być obywatelem mojego kraju bardziej, niż jakiegokolwiek innego” oraz
• „Mój kraj jest lepszy niż większość krajów świata”
Polacy w tych badaniach znaleźli się na 5 miejscu od końca.
Wniosek jest oczywisty. Polacy nie są dumni ze swojej polskości zatem niewielu z nich po wyjeździe z kraju zechce zadbać o to, by ich dzieci uczęszczały do polskiej szkoły w tej czy innej formie. Jeżeli dołożymy do tego silne procesy integracyjne, często w istocie asymilacyjne, mamy gotową odpowiedź na pytanie o perspektywy podtrzymywania świadomości polskiego pochodzenia, polskich korzeni.
Nie musimy tej odpowiedzi sztucznie szukać w jakoby niskim poziomie pracy szkół polskich za granicą, czy w poziomie wykształcenia nauczycieli, bo ten jest akurat wysoki, czy w nieatrakcyjnych metodach. Co więcej, można zapytać, jak to się dzieje, że w Polsce, kraju, gdzie istnieje tyle instytucji i instytutów naukowych zajmujących się Polonią, nie powstały dotąd podręczniki do nauczania języka polskiego, historii i geografii Polski przeznaczone dla uczniów polonijnych w wieku wczesnoszkolnym i średnioszkolnym, o które od wielu, wielu lat bezskutecznie upominają się oświatowe środowiska polonijne?
Nie musimy tej odpowiedzi poszukiwać także w takich czy innych obrazach Polski przekazywanych na drodze transmisji pokoleniowej. Piękne krajobrazy naszej ojczyzny akurat są doskonałym tłem dla różnych treści nauczania i walorem samym w sobie, jako że Polska jest krajem bardzo zróżnicowanym krajobrazowo, a to jest przecież ogromnym atutem turystycznym. Nie mają też większego sensu próby przedstawiania nauczania polonijnego w połączeniu z obrazkami jakby żywcem wyjętymi z opowiadań Konopnickiej bo przecież trzeba pamiętać, że ta sama Maria Konopnicka w swej twórczości zwróciła uwagę na tragiczne i złożone losy polskich emigrantów
Trzeba podkreślić, że pokolenia ekonomicznych emigrantów z Polski po pierwszej wojnie światowej bardzo dbały o swoje korzenie i mimo oddalenia, biedy, ciężkich warunków pobytu robiły wiele, by zachować więzi z ojczyzną. Przytoczmy fragment rezolucji Rady Naczelnej Związku Robotników Polskich w Danii uchwalonej w dniu 20 lutego 1927 roku, a kierowanej do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Polsce za pośrednictwem Poselstwa w Kopenhadze.
„My, wychodźcy w Danii apelujemy do Rządu Polskiego, a w szczególności do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, aby nas otoczył opieką i raczył przyjść z pomocą, ponieważ grozi naszemu młodemu pokoleniu wynarodowienie”.
Ówczesna Polska odpowiadała na apele, przysyłając nauczycieli, którzy nie tylko potrafili zorganizować proces dydaktyczny w obcym kraju, ale także skupić wokół siebie młodych ludzi; generowali życie kulturalne, prowadzili teatr, stworzyli polonijne harcerstwo, wydawali polonijne gazety. Po wybuchu wojny ci sami nauczyciele włączyli się do działalności w ruchu oporu, a niektórzy z nich stworzyli od podstaw konspiracyjne organizacje. Rezultaty tej pracy zostały zniweczone przez polskie władze komunistyczne, do których kolejne pokolenia emigrantów z przyczyn oczywistych nie miały zaufania.
Nie pytajmy zatem, co trzeba zrobić, by uczynić polskość atrakcyjną ponieważ kategorie ojczyzny, rodowodu, korzeni nie analizuje się poprzez aparat pojęciowy kultury masowej. Zapytajmy raczej, jakie działania trzeba podjąć, by podnieść poczucie dumy narodowej, tworzyć poczucie godności narodowej w taki sposób, by móc doświadczać własnej tożsamości, a w chwilach trudnych dla narodu, dla jego członków czy to w wymiarze zbiorowym, czy w indywidualnym – móc znaleźć w niej wsparcie? Zapytajmy, dlaczego po odzyskaniu pełnej suwerenności tak szybko pojawiają się postawy lekceważenia i niechęci wobec własnego kraju, własnej kultury? Pytajmy dalej – czy w obecnej sytuacji rzeczywiście powinniśmy redefiniować podstawowe wartości, takie jak patriotyzm, lojalność, tożsamość? Jeśli „Dla osób, które w dawnych latach rzeczywiście zmuszone były do emigracji, zachowanie polskości i kultywowanie jej w niezmienionej formie było nadzieją na ocalenie kawałka własnej tożsamości” , to czy dzisiaj tej nadziei już nie ma? I co zrobić z tym kawałkiem własnej tożsamości, który jest bezpośrednio, czy pokoleniowo, rodowodowo związany z Polską ?
„Jeśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej, jak w tej wspólnocie, która jest jego narodem. Wiadomo, że nie jest to wspólnota jedyna. Jest to jednakże wspólnota szczególna, najbliżej chyba związana z rodziną, najważniejsza dla dziejów duchowych człowieka” .
Przywołując rozważania Jana Pawła II o narodzie, nie sposób nie zauważyć, że, jak żaden wcześniej papież stojący na czele ponadnarodowej przecież organizacji kościelnej, eksponował pojęcie narodu, ustawicznie podkreślając więzi ze swoją ojczyzną, które nie przeszkodziły Mu zostać jednym z największych autorytetów światowych dostrzegających szansę dla swego narodu we wspólnocie krajów Unii Europejskiej.
Istotnie, wspólnota narodowa jest wspólnotą szczególną, szczególną wartością, wielką wartością. Wiele zależy od tego, jaki stosunek mają do tej szczególnej wartości członkowie tej wspólnoty, jak ją postrzegają w relacjach wewnętrznych a jak w zewnętrznych, w relacjach tej wspólnoty z innymi narodowymi wspólnotami. Wiele zależy również od tego, jak wychowano członków tej wspólnoty do jej współtworzenia, doświadczania, czerpania z niej siły, współodpowiedzialności za nią i jej relacje z innymi wspólnotami.
Przecież nie musi być tak, że bycie Polakiem poza Polską jakoby „każe łączyć się w narodową grupę, czuć się „obcym” w nie swoim kraju i nie „u siebie” podczas kiedy bycie Europejczykiem ”pozwala docenić i dbać o własne korzenie kulturowe i narodowe, pielęgnować tradycje, ale i z drugiej strony dopuszcza możliwość adaptacji i integracji elementów kultury lokalnej, które razem składają się na kształtowanie tożsamości, w tym także tożsamości polskiej”
Czy bycie Europejczykiem wyklucza bycie mobilnym członkiem narodowej wspólnoty? Czy nie jest tak, że w każdej wspólnocie narodowej Europy istnieją w tym czy w innym stopniu przenikające ją moduły kulturowe, które wyposażają tę wspólnotę w europejskość rozumianą właśnie jako” wspólne korzenie kulturowe „(tradycja judeo-chrześcijańską, osiągnięcia oświecenia i reformacji, rzymskie podstawy europejskiego prawa, podobny sposób świętowania – także w odniesieniu do rożnych religii etc.), wspólne sukcesy w różnorakich dziedzinach (medycyny, techniki, sztuki i literatury, budowania pokoju na świecie, (…), wspólne problemy (np.: ekologia i zanieczyszczenie środowiska)” .
Dlaczego nie jest dobrze łączyć się w narodową grupę poza granicami Polski? Przecież wszystkie organizacje polonijne działają na zasadach łączenia się członków tej samej wspólnoty narodowej. Jeśli potrafią, mogą dać nowoprzybyłym rodakom liczące się wsparcie ponieważ, jak pisze specjalista problematyki emigracyjnej, prof. Bogdan Wasilewski, emigranci często płacą olbrzymią cenę samotności, wyobcowania, cenę porwanych więzi. Spotka to około 30 – 40% naszych rodaków, którzy gorzej niż inne narody znoszą emigrację. Np. w Australii emigranci z Polski dwukrotnie częściej trafiali do szpitala z powodu depresji niż Australijczycy.
Zatem chodzi tu nie o zasadność łączenia się w grupę narodową, ale o to, czy grupa taka potrafi nawiązać współpracę ze wspólnotą narodową, która zamieszkuje docelowy kraj emigracji, współpracę korzystną dla obu stron.
Spróbujmy jednak na chwilę porzucić naszą ograniczającą nas polskość. Zmieńmy definicje, odwróćmy pojęcia. Podważmy sens nauczania przedmiotów ojczystych bo może dzieciom polskiego pochodzenia fundujemy wielką traumę i opóźniamy proces stawania się Anglikami, Irlandczykami, Niemcami chociaż czemu nie od razu Europejczykami irlandzkiego, angielskiego, niemieckiego pochodzenia ?
Redefiniujmy pojęcie przedmioty ojczyste, redefiniujmy pojęcie ojczyzny, bo przy dużej mobilności należałoby raczej mówić o kilku ojczyznach. Rzeczywiście – wtedy trzeba by użyć słowa „dom”, jako że po pierwsze- jest nacechowane pozytywnie, po drugie – domów można mieć kilka, a ojczyznę najczęściej tylko jedną.
Każdy system oświatowy, czy to tworzony w Polsce dla szkół polskich za granicą, czy też realizowany poprzez różne modele oświaty polonijnej, musi mieć jasne podstawy aksjologiczne i odwoływać się do wyraźnego systemu wartości ponieważ podejmuje działania na psychice i osobowości dzieci i młodzieży, podmiotów, które nie mogą być traktowane instrumentalnie. Nasi uczniowie muszą wiedzieć, że nie przyszli znikąd, że stoi za nimi historia ich rodów, ich narodu, w różnych kulturowych kontekstach i powiązaniach z innymi narodami i społecznościami. Oni muszą poznawać tę wielogłosową opowieść na różne instrumenty, dzięki której staną się w przyszłości pełnymi i spełnionymi osobowościami. O ile jednak głosy mogą być zróżnicowane, instrumenty stare i nowoczesne, to nie mogą brzmieć fałszywie, operując, choć w różnych tonacjach, tą samą gamą.
dr Maria Małaśnicka Miedzianogóra